w kibbutzu, jak to w kibucu

Kibuc to taka jakby wieś, niewielkie skupisko ludzi, wszyscy się znają. Nie będę tu akurat rozwijał historii, teorii ani praktyki kibbutzu, zamierzam opowiedzieć tylko krótką historyjkę. Mieszkali sobie w jednym kibucu niejaka Margalit i niejaki Gadi. Pobrali się, mieli dzieci (później dzieci sprawiły im wnuki). Po jakimś czasie się rozwiedli, mieszkali dalej w tym samym kibucu. Gadi zamieszkał w tym samym kibucu z niejaką Efrat, młodszą od Margalit o 9 lat, która miała swoje dzieci i wnuki.

7 października 2023 roku do kibucu, w którym mieszkali Margalit, Gadi i Efrat, wtargnęli hamasowscy bandyci. 78-letnia Margalit, Gadi, córka i wnuczki Efrat został uprowadzone do Strefy Gazy i przetrzymywani jako zakładnicy. Efrat została zamordowana we własnym domu.

Dziś hamasowscy bandyci zwolnili pierwszą grupę zakładników. Wśród 13 uwolnionych Izraelczyków jest Margalit, jest Doron, córka Efrat, jest dwuletnia Awiw, wnuczka Efrat, jest pięcioletnia (piąte urodziny „obchodziła” uwięziona w hamasowskim tunelu) Raz, wnuczka Efrat. Gadi nadal jest przetrzymywany.

lustereczko powiedz przecie…

…co jest za nami?

Jeżdżę regularnie samochodem już parę dekad, odruch zerkania w lusterka – centralne lub boczne – mam wyrobiony. Na tyle wyrobiony, że chodząc pieszo – zwłaszcza przy wymijaniu ludzi – łapię się na tym, że chcę zrobić szybkie spojrzenie w bok, w kierunku nieistniejącego lusterka (które czasem zupełnie by się przydało, nawet śmialiśmy się z żoną że mógłbym sobie zainstalować, pewnie w jakichś śp. Google Glasses wyświetlacz mógłby być połączony z kamerką umieszczoną za uchem).

Zacząłem w tym roku trochę jeździć na rowerze, w zasadzie wyłącznie na miejskim (stację mam o kilometr od domu, przyjemny spacer na rozgrzewkę i roztrenowanie po). Nie jeździłem od ho-ho-ho, jeżeli powiem od XX wieku to pewnie się nie pomylę, w każdym razie sam nie wiedziałem na ile na początek będę trzymał pion (nie przewracam się). I jedna rzecz mnie w tych wszystkich współczesnych rowerach uderzyła: brak lusterek. Wiem, nie są obowiązkowe, wiem, trudno je umieścić tak, żeby się dobrze trzymały i nie przekręcały się (nie mówiąc o tłuczeniu się czy urywaniu). Niemniej ilekroć mam wykonać jakikolwiek manewr i w tym celu obracać się przez ramię, to bardzo mocno odczuwam, że mi tego lusterka brakuje (pewnie jakbym miał własny rower to dawno bym kombinował jeśli nie z lusterkiem, to z uchwytem na telefon, który by wyświetlał obraz z kamery selfiakowej).

Do pisania tej notki sprowokował mnie głośny dziś incydent pomiędzy autobusem a rowerem gdzieś w Łodzi, kiedy to rowerzysta raźno jechał środkiem drogi (przy linii środkowej), a kierowca autobusu równie raźno postanowił go wyprzedzić, lecz pojechał także blisko linii środkowej, przez co doszło do drobnej kolizji (rowerzysta się przewrócił nie wpadając pod koła autobusu, stanu pojazdów nie badałem). Zostawię na uboczu szczegółowe rozważania kto zawalił (moim zdaniem obaj), tu wyrażę tylko jedną myśl: otóż gdyby ten rowerzysta miał w swoim rowerze lusterko, to najprawdopodobniej… wróć, miałby dużą szansę zauważyć w lusterku wielki zaczynający wyprzedzanie autobus, wystarczyłoby zjechać o pół metra w prawo (zgodnie z przepisami o ruchu drogowym), żeby do incydentu nie doszło.

Kochajcie swoje lusterka, zupełnie nie narcystycznie.