Szklanki

W pierwszych słowach donoszę, że notka może zawierać nazwy produktów handlowych, aczkolwiek nie będzie stanowiła zamierzonego lokowania produktu.

Mam w kuchennych szafkach sporo szklanek „po nutelli”. Nie ma na nich, oczywiście, żadnego śladu, wszystkie etykiety zostały starannie usunięte, ale pamiętam skąd się wzięły. Są praktyczne – z grubym dnem i ściankami (można pić z nich whisky, tzn. ja nie piję wcale, więc nie wiem czy byłaby to wielka profanacja, ale tak się kojarzą), można je wkładać jedna w drugą (mniej miejsca zajmują), nie tłuką się łatwo… Tyle się ich nazbierało, że przestaliśmy kupować w takich opakowaniach, bo i co z nimi dalej robić? (puste słoiki lecą do śmieci, a słoik na dłużej starcza)

Był taki czas (niekoniecznie w tym samym zakątku świata), że używaliśmy dużo więcej różnego rodzaju szklanek pochodzących z takiego „odzysku”. Jakieś dżemy czy miody dały baterię całkiem zgrabnych kufelków (grubościennych), serki topione dostarczały małych szklaneczek i szklanek typu long drink. Pamiętam nawet jednego faceta, który kupił karton serków long drink, a potem pytał, czy ktoś nie chciałby tych serków od niego kupić, byle szklanki oddał (smak tych serków był taki sobie, przyznaję).

W ostatnich tygodniach z zaprzyjaźnionych sklepów znikła seria serków twarogowych w plastikowych kubeczkach (odnotowaliśmy, bo jedną odmianę smakową kupowaliśmy regularnie). Nie znam przyczyn tego zniknięcia, może to zwykłe sprawy handlowe – ale wyobraziłem sobie, że w ramach zmian proekologicznych mogliby zmienić rodzaj ich opakowań z plastikowych na szklane. I nawet nie potrzebuję nowych szklaneczek, mógłbym płacić kaucję za opakowanie zwrotne jak przy butelkach od piwa (i odzyskiwać ją po wyjedzeniu zawartości).

Znaczenie opakowania

Kiedy byłem mały… no dobra, w wieku, w którym nie mogłem jeszcze legalnie nabywać ni spożywać alkoholu, starszy kuzyn zdradził mi sekret pozyskany ponoć od starego Cygana (jeśli czegoś nie przekręciłem): piwo należy kupować tylko w brązowej butelce, a nigdy w zielonej. Bo od zielonej się psuje i gorzej smakuje. Kiedy sam zacząłem kupować, dość poważnie tej zasady przestrzegałem, kiedyś nawet próbowałem wtedy piwa z zielonej butelki i krzywiłem się że gorsze (ale innego nie było, a pić się chciało).

Później czasy się zmieniły, pojawiły się fantazyjne zielone butelki Znanych Marek (kto chce wiedzieć jakie, niech idzie do sklepu, kryptoreklamy nie będzie), trudno było wierzyć że to Złe Z Założenia. Upowszechniły się też puszki, było w czym wybierać (można było narzekać że piwo przechodzi blachą, ale pusta puszka była nieco mniej kłopotliwa niż pusta butelka). Pojawiło się też piwo w plastikowych butelkach… ale to jednak eksperyment toczący się bez mojego udziału, ewentualnie toleruję w takich butelkach podpiwek, jeśli akurat mam smak.

Dziś staję przed półkami z piwem i wobec mnogości popadam w zadumę. Można wybierać po pochodzeniu (a priori odrzucam tylko rosyjskie), kolorze piwa lub etykiety, sposobie fermentacji… Sam zacząłem kierować się – w pewnej mierze – innym kryterium. Odrzucam puszki, bo ich recykling jednak wymaga udziału huty. Wybierając butelki, nie patrzę na ich kształt czy kolor, tylko na to, czy są zwrotne – żeby nie wypełniać pustymi worka na opakowania szklane. Taki malutki gest dla środowiska.

Ciągną swoje wózki-dwukółki

Jechałem samochodem szukając miejsca do zaparkowania w Hanystown. Wróć: w tym momencie wiedziałem już dość dokładnie gdzie zaparkuję (bliższe miejsca zostały wyeliminowane), musiałem dojechać do rondka, objechać je w 3/4 i zjechać trzecim zjazdem, miejsce czekało kilkadziesiąt metrów dalej (bo tam zawsze jest).

Dojechałem do rondka. Przez przejście dla pieszych pan o nieokreślonym wyglądzie pchał wózek (brak lepszego słowa) wyładowany półtorametrową stertą makulatury. Obserwowałem go w życzliwym zaciekawieniu tudzież w nadziei że mu się ten wózek nie przewróci (to się stało dopiero na następnym przejściu, ale to materiał na inną opowieść).

Wjechałem na rondko. Uliczką z naprzeciwka szło dwóch panów o wyglądzie niewyraźnym, ciągnąc wózek z elementami metalowymi. Najwyraźniej kwietniowy poniedziałek sprzyjał zbieraniu surowców wtórnych.

Zabrzmiało mi w duchu Stachurowskie „Ciągną swoje wózki-dwukółki mleczarze…” Brakowało jedynie odpowiedniego słowa do parafrazy – „śmieciarze” znaczą jednak coś innego niż „zbieracze śmieci”, „złomiarze” lepiej oddają charakter, lecz makulatura to nie złom, najwyraźniej język nie nadąża za rzeczywistością.