państwo Kowalscy płacą podatki pośrednie

Pan Kowalski jadąc do pracy zjechał na stację benzynową (auto bez paliwa nie pojedzie). Zatankował 25 litrów benzyny po 6 zł, a przy kasie dorzucił dwie paczki fajek po 15 zł i flaszkę za 20 zł, w końcu weekend. Zapłacił 200 zł i pomyślał sobie, żeby gdyby obniżyli VAT to byłoby o wiele taniej.

Po pracy pan Kowalski pojechał jeszcze z żoną do marketu na tygodniowe zakupy dla rodziny. Godzinę chodzili między półkami (to co zwykle, więc szybko), pół godziny stali przy kasie, pani Kowalska wyjęła z portfela 200 zł

– Gdyby obniżyli VAT, to płacilibyśmy znacznie mniej! – powiedział w domu poirytowany pan Kowalski.
– Zaś głupoty gadasz – zgasiła go pani Kowalska. – Pokaż mi tu zaraz paragon i swój paragon ze stacji!

Na paragonie pani Kowalskiej widniało:
– towary opodatkowane stawką 23% 41,49 zł, w tym 7,76 zł VAT
– towary opodatkowane stawką 8% 5,24 zł, w tym 0,39 zł VAT
– towary opodatkowane stawką 5% 153,27 zł, w tym 7,30 zł VAT

– Widzisz – tłumaczyła pani Kowalska – w zwyczajnych zakupach tego VAT jest niewiele, bo na najważniejsze rzeczy są obniżone stawki. Oczywiście, mogłoby być jeszcze mniej, ale nawet gdyby zrobili 0% VAT zamiast obniżonej stawki, to wydałabym o 7,69 zł mniej.

Na paragonie pana Kowalskiego widniało:
– paliwo 150 zł, w tym VAT 23% 28,05 zł, akcyza 37,85 zł, opłata paliwowa 4,13 zł
– wódka 20 zł, w tym VAT 23% 3,74 zł, akcyza 12,55 zł
– papierosy 30 zł, w tym VAT 23% 5,61 zł, akcyza 18,90 zł

– O rany! – zdumiał się pan Kowalski. – To z tego mojego paragonu VAT to 37,40 zł, a inne podatki pośrednie aż 73,43 zł?
– No właśnie – wzruszyła ramionami pani Kowalska. – Gdyby powrócili ten VAT do dawnej stawki tak jak Tusk obiecał, to zapłaciłbyś tego VAT 35,77 zł, czyli o 1,63 zł mniej. A gdyby go obniżyli do tych 15% jak Kopacz proponowała, to tego VAT byłoby 24,39 zł, czyli całe 13,01 zł mniej.
– A gdybyś jeździł komunikacją publiczną jak ja – wtrącił stojący w drzwiach pokoju młody Kowalski – to w bilecie za 150 zł zapłaciłbyś 11,11 zł VAT (8%), czyli i tak mniej niż gdyby przeszła propozycja Kopacz z 15% VAT na benzynę.

– To teraz przynieś mi jabłko (VAT 5%) – uśmiechnęła się do męża pani Kowalska – I zrób mi drinka, skoro już kupiłeś ten towar akcyzowy.

PS na paragonach nie ma akcyzy, może szkoda, skoro na fakturze za wodę jest nawet opłata za zajęcie pasa drogowego

nie czas umierać na emeryturze

Sześć lat temu recenzując (wielkie słowo) SPECTRE pisałem, że to co widzimy na ekranie bardziej pasuje do JAMES BOND WILL RETIRE niż do JAMES BOND WILL RETURN. I wiecie co? Tak, zgadliście. Bond jest na emeryturze (oczywiście takiej, jakiej my szaraczki możemy tylko zazdrościć). Ale, jak wiadomo, emeryt na emeryturze lubi sobie dorobić, więc Bond…

Więc James Znów 007 Bond powraca do akcji. I co dostajemy? Film, który pod wieloma względami jest klasyczny, ze Złym typu Stromberga (dawno nie było) i wielką tajną bazą w której mamy duże finałowe Bum (też w zasadzie dawno nie było, SPECTRE i Tomorrow Never Dies to prawie namiastka w porównaniu). Mamy piękne kobiety, które są nie tylko piękne, ale też zabójczo sprawne (Ana de Armas!) i inteligentne, czuć rękę Phoebe Waller-Bridge. Piosenka wstrzeliwuje się w nastrój w sposób łapiący za serce. Mamy znakomitą realizację walk i pościgów, mamy błyskotliwe dialogi, mamy śliczne zdjęcia Włoch czy Norwegii… Jednym zdaniem: dla miłośników bondowskiego kanonu mnóstwo dobra (tak, cytatów i nawiązań nie brakuje).

A jednocześnie mamy drugi wymiar czy też drugie dno. Po pierwsze Craig z wielkim BUM żegna się z serią, w sposób który trudno nazwać inaczej niż definitywnym. Żegnając się wydaje się „zabierać zabawki”, tak żeby jego następca pisał swoją kartę całkowicie od nowa. Po drugie, „Nie czas umierać” próbuje ratować to, co nie udało się w SPECTRE (tak naprawdę to sequel, tak jak Quantum of Solace było sequelem Casino Royale, tyle że niepotrzebnym), zastanawiam się cały czas czy ma sens jako samodzielny film bondowski (a jednocześnie nie tworzy tak wspaniałej wariacji jaką był Skyfall). Czy ratuje? Otóż w moim odczuciu SPECTRE i Nie czas umierać można traktować jako całkowicie samodzielną linię czasową, reboot o którym można (po części szczęśliwie) zapomnieć przed pisaniem kolejnych filmów i układać wszystko od nowa, finałowa scena wskazuje na to absolutnie (przemyka mi myśl, że ktoś może całą serię z Craigiem potraktować jako taką linię, ale ja jednak oddzielam grubą kreską to co po Skyfallu). W pewien sposób czuję przy tym żal, że w wyniku konfliktów i roszad Złego nie zagrał Tomasz Kot, osładza go fakt że uwielbiam Rami Maleka…

Nie doczekałem do końca napisów, więc nie wiem czy zapowiedziano kolejny film, czy James Bond odejdzie na definitywną emeryturę.