Niech prawo zawsze prawo znaczy…

(…a sprawiedliwość – sprawiedliwość, pisał Mistrz Tuwim; polonistów proszę o wybaczenie swobodnego operowania tym cytatem, zainteresowanym polityką mówię że nic tu po nich, wolnościowcy niech westchną w zadumie że prawa autorskie do utworu wygasną w roku 2024 i wtedy całość będzie mogła być swobodnie publikowana w internecie; starczy już tego najzupełniej wstępu, który dygresyjnie rozrasta się niczym wątki u G.R.R. Martina)

Mamy czas epidemii i tworzonego naprędce prawa. Pierwsza Tarcza Antykryzysowa – pośród wielu innych przepisów – przyniosła i taki, który powodował zawieszenie terminów w postępowaniach (sądowych i innych). Od dnia jego uchwalenia trwały dyskusje (nierozstrzygnięte autorytatywnie po dziś dzień), czy przepis ten spowodował zawieszenie terminów w postępowaniach od dnia ogłoszenia ustawy (31 marca), czy też z mocą wsteczną od wprowadzenia stanu zagrożenie epidemicznego (obowiązywał od 14 marca).

Z kolei Trzecia Tarcza Antykryzysowa przyniosła uchylenie tego zawieszenia terminów. Jednocześnie wprowadziła przepis określający, od kiedy przywrócony zostanie bieg terminów, brzmiący następująco:

7. Terminy w postępowaniach, o których mowa w art. 15zzs ustawy zmienianej w art. 46, których bieg uległ zawieszeniu na podstawie art. 15zzs tej ustawy, biegną dalej po upływie 7 dni od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy.

Rzuciłem na Twitterze pewne pytanie dotyczące interpretacji przepisów, związane z zawieszeniem i podjęciem biegu terminu. Wypowiedziało się trochę prawników, w tym kilkoro sędziów różnych szczebli, niektórzy o znanych i uznanych nazwiskach. Nie są w stanie uzgodnić stanowiska, czy podjęcie biegu terminów nastąpiło 23 czy 24 maja.

Gdybym był bieglejszy w filozofii prawa, mógłbym się w tym momencie odwołać do konkretnych nazwisk, a tak sobie na prywatny użytek cicho westchnę: czy prawo, którego skutków nie można prosto zrozumieć będąc praktykującym i doświadczonym sędzią, spełnia kryteria, by być nazywane prawem?

(refleksje na temat sprawiedliwości tej i innych sytuacji zostawię na następną notkę)

Ciągną swoje wózki-dwukółki

Jechałem samochodem szukając miejsca do zaparkowania w Hanystown. Wróć: w tym momencie wiedziałem już dość dokładnie gdzie zaparkuję (bliższe miejsca zostały wyeliminowane), musiałem dojechać do rondka, objechać je w 3/4 i zjechać trzecim zjazdem, miejsce czekało kilkadziesiąt metrów dalej (bo tam zawsze jest).

Dojechałem do rondka. Przez przejście dla pieszych pan o nieokreślonym wyglądzie pchał wózek (brak lepszego słowa) wyładowany półtorametrową stertą makulatury. Obserwowałem go w życzliwym zaciekawieniu tudzież w nadziei że mu się ten wózek nie przewróci (to się stało dopiero na następnym przejściu, ale to materiał na inną opowieść).

Wjechałem na rondko. Uliczką z naprzeciwka szło dwóch panów o wyglądzie niewyraźnym, ciągnąc wózek z elementami metalowymi. Najwyraźniej kwietniowy poniedziałek sprzyjał zbieraniu surowców wtórnych.

Zabrzmiało mi w duchu Stachurowskie „Ciągną swoje wózki-dwukółki mleczarze…” Brakowało jedynie odpowiedniego słowa do parafrazy – „śmieciarze” znaczą jednak coś innego niż „zbieracze śmieci”, „złomiarze” lepiej oddają charakter, lecz makulatura to nie złom, najwyraźniej język nie nadąża za rzeczywistością.