pan Cogito kupuje bilety online

Był weekend, wieczór był ciepły i cichy… i wtedy rodzina uprzejmie przypomniała mi o konieczności nabycia Juniorowi biletów kolejowych, żeby biedne dziecko mogło rano do szkoły dojechać (przesiadka na pociąg daje w miarę pewność dojechania na czas, a i tak wychodzi godzinę pięć przed pierwszym dzwonkiem). Westchnąłem więc, spojrzałem na rozpiskę którą mi dali (bo to w różne dni na różne godziny, a najlepiej jakbym z góry na cały tydzień), wstukałem adres w przeglądarce. Po króciutkim namyśle założyłem szybko konto w serwisie kolejowym, żeby mieć mniej wpisywania, zalogowałem się, zacząłem wybierać dane połączenia…

I wtedy nastąpił pierwszy zonk. Kiedy już podałem wszystkie dane, zorientowałem się, że nie ma żadnej opcji dokonania zbiorczej płatności, czyli za każdy bilet za pięć złotych będę musiał dokonywać osobnej płatności. Rozejrzałem się jeszcze trzy razy po serwisie, stwierdziłem, że nie ma… na Mariolę, przeszedłem do płatności. Wybrałem płatność kartą, nawet zdecydowałem się podpiąć na stałe kartę (z niskimi limitami), zatwierdziłem… Bank wszedł w tryb Bardzo Poważnej Autoryzacji, nakazał wpisanie przesłanego SMSem kodu 3d secure, po czym postanowił zadać mi jeszcze pytanie kontrolne, na które powoli wpisywałem odpowiedź żeby się nie pomylić (brak opcji podglądu)… Uff, bilet kupiony, nawet dwa maile przyszły, jeden informujący o płatności pięć złotych, drugi z biletem. Pora na kolejny… musiałem zacząć od ponownego logowania, dane na szczęście już były w systemie, klik, klik, zapłać… bank powtarza procedurę Bardzo Poważnej Autoryzacji zakupu biletu za pięć złotych… Po trzecim bilecie miałem dość i odmówiłem dalszej współpracy, stwierdzając że powrócimy do tematu w środę (a ja może do tej pory wymyślę bardziej praktyczny system kupowania tych biletów).

Wracam w poniedziałek do domu i niemal od progu czeka mnie informacja, że wiesz tata, tak się składa że we wtorek zmienili mi godzinę rozpoczęcia, więc ten bilet jest jakby do niczego.. Uśmiechając się przez zgrzytające zęby otwarłem maila z biletem na wtorek, kliknąłem linka „Zwrot”. Przeniosło mnie do systemu, gdzie zostałem poproszony o kliknięcie przycisku „wyślij maila z żądaniem zwrotu”. W otrzymanym mailu należało kliknąć linka „Zwrot biletu”, który przenosił do strony w systemie ze słowem „Potwierdź zwrot (pamiętając że przy zwrocie potrącane jest pięćdziesiąt groszy). Teraz już tylko logowanie, wybór, Bardzo Poważna…

Wracam we wtorek do domu i niemal od progu słyszę, że wiesz, kochanie, ten bilet na środę też już jest nieodpowiedni i trzeba w jego miejsce nowy…

Notkę napisałem w oczekiwaniu na potwierdzenie płatności (żeby ominąć Bardzo Poważną Autoryzację, postanowiłem zapłacić pięć złotych Szybkim Przelewem). Na szczęście potwierdzenie zdążyło przyjść zanim dziecko poszło spać.

Bilet na czwartek kupię w środę, bilet na piątek – w czwartek. Potem będzie już z górki, bo Junior ma tydzień zdalnego, a na czerwiec dostanie miesięczny, za który zapłacę raz i tylko raz…

Gdyby ktoś pytał to pięć złotych to uproszczenie. A tytuł dla atencji (i nie miałem pomysłu).

Fontanny

To był jeden z tych dni, o których zwykle się marzy żeby się jak najszybciej skończyły. Musiałem wyjechać wcześnie, jechać przez ohydnie zalewany zimnym deszczem świat, spędzić kilka godzin na męczących zajęciach, potem w deszczu pędzić w kolejne miejsce… Kiedy po odhaczeniu wszystkich obowiązków wracałem wreszcie przez mokry Śląsk do domu, na zjeździe z dwupasmówki dojechałem do skrzyżowania z drogą uprzywilejowaną, przy czym moja droga wiodła pod górę (to był bardziej podjazd niż zjazd, że sobie na taki żart pozwolę), a przede skrzyżowaniem stał ciągnik siodłowy bez naczepy (czyli TIR bez kontenera, gdyby ktoś nie czuł bluesa). Oby tylko ruszył i nie spowalniał, pomyślałem posępnie…

I wtedy to nastąpiło: kierowca ciągnika uznał, że ma dość miejsca, i zwolnił sprzęgło, wielkie koła ruszyły powoli… i nad oponami pojawiły się małe fontanny. Kątem oka sprawdziłem, że uprzywilejowaną nadal nikt nie jedzie i ruszyłem za nim, przyglądając się, jak te małe początkowo słupy rosną, aż w miarę nabierania prędkości przez samochód zaczynają zamieniać się w mgiełkę. Nigdy na to wcześniej nie zwróciłem uwagi, bo albo nie jechałem tak blisko w warunkach deszczowych, albo jeśli jechałem, to raczej za naczepą, w której koła są osłonięte, tu natomiast miałem widok pierwsza klasa.

Patrzyłem i myślałem, że to przecież działa prosta fizyka: rowki w oponie zasysają wodę z podłoża, a w otwartej przestrzeni oddają, biorąc pod uwagę energię kinetyczną nadawaną im przez poruszające się koła… A jednak było to takie niecodzienne i fascynujące, nagrałbym, ale byłem w samochodzie sam.

Zdjęcia rzymskich fontann dla atencji.