Impulsem do napisania tej notki była informacja, że oto Ellen Page okazała się być Elliottem Page’m (muszę kiedyś obejrzeć to Juno, bardzo dobrze wspominam w Incepcji). Nie będę się jednak tu zajmować kwestią co zrobić z nagrodami dla najlepszej aktorki czy zwłaszcza z nagrodami przeznaczonymi na wsparcie kobiet, gdyż ta kwestia w zasadzie nie obchodzi, w ogóle zresztą płeć Elliotta mnie nie obchodzi z tych samych przyczyn co jego orientacja seksualna.
W tej notce chcę bowiem pociągnąć inny temat, jak najbardziej związany z E.P., a mianowicie: jakie jest w ogóle znaczenie płci dla człowieka, prawa, społeczeństwa? Rozważając każdą sytuację w aspekcie „czy płeć danej osoby ma znaczenie” dochodzę do wniosku, że zasadniczo płeć ma znaczenie tylko tam, gdzie włącza się biologia (co oznacza, że prawo zasadniczo w ogóle nie musi się do płci odnosić, czy to stwierdzonej przy urodzeniu, czy deklarowanej, a jeśli chodzi o postrzeganie płci w społeczeństwie… well, to temat na inną notkę). Dla biologii zaś płeć ma znaczenie w zasadzie wyłącznie w procesie rozmnażania – i z tego punktu widzenia chyba należy przyjąć, że mężczyzną (samcem) jest osobnik, który płodzi, a kobietą (samicą) jest osobnik, który rodzi (przynajmniej u ssaków łożyskowych), bez względu na to jak wygląda i jak się postrzega; podkreślam słowo „rozmnażania”, żeby ktoś nie pomylił z wyborem partnerów seksualnych, kwestię jak widzi Elliotta jego żona pozostawiam wyłącznie jej. Z pewną premedytacją pomijam tu kwestie związane ze znaczeniem płci dla rywalizacji sportowej, bo musiałbym wyjść daleko poza to, na czym chciałem się skupić.
Wydawałoby się zatem, że najprostszym rozwiązaniem byłoby całkowite wyeliminowanie płci z prawa, „przywileje” dla karmiących, ciężarnych czy menstruujących (jeśli istnieją) nie muszą być wcale zależne od płci (przypisanej czy deklarowanej), tylko od faktycznego istnienia stanu rzeczy… Gryzie mnie jednak, że w ten sposób zaczyna znikać z pola widzenia kwestia, która dopiero zaczynała się ujawniać i przebijać do świadomości – a mianowicie kwestia swoistej dyskryminacji kobiet w tworzeniu standardów bezpieczeństwa, leczenia, a nawet zwykłego funkcjonowania. Standardy te były bowiem tworzone jak dla przeciętnego mężczyzny, jego anatomii, fizjologii, a nawet psychologii – i jeżeli odrzucimy płeć jako kryterium różnicujące, to będą one nadal pomijały specyfikę kobiet, lub jej zdefiniowanie stanie się wyjątkowo trudne.
Ta notka nie aspiruje do formułowania jedynie słusznych wniosków, to tylko refleksje.