nie wie Sejm co w prawie piszczy

Nieoceniony Kot Sejmowy właśnie wyłapał, że nasz znakomity rząd tyle co (tydzień temu, a dokładnie czwartego kwietnia) wniósł do Sejmu projekt ustawy „o zmianie niektórych ustaw w celu automatyzacji załatwiania niektórych spraw przez Krajową Administrację Skarbową”, w którym zamieścił między innymi niepozornie brzmiącą propozycję „w art. 952[1] kodeksu postępowania cywilnego uchyla się paragraf 5”. Zapewne nie będziecie szczególnie zaskoczeni, że ten paragraf 5 nie ma zbytnio związku z automatyzacją ani z załatwianiem spraw przez administrację skarbową, ponieważ stanowi wyłącznie czasowy zakaz przeprowadzania przez komornika sądowego licytacji nieruchomości w czasie trwania stanu epidemii lub zagrożenia epidemicznego (czyli w naszej trwającej nieprzerwanie od 2 lat rzeczywistości, to czy taki zakaz był sensowny to temat na osobną dyskusję). Co jednak ciekawsze, to fakt, że ten przepis właśnie został przez Sejm uchylony ustawą o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa oraz niektórych innych ustaw – fakt, dopiero ósmego kwietnia, być może ktoś w Sejmie doszedł do wniosku, że można to przenieść z jednego projektu do drugiego, bo automatyzacja potrwa za długo, albo bo zakaz licytacji bardziej pasuje do pomocy obywatelom Ukrainy (albo i nie doszedł, tylko zwyczajnie nikt do końca nie ogarnia co, jak i kiedy się zmienia).

Ta sytuacja przypomniała mi jeden z moich ukochanych kwiatków polskiej legislacji, na dodatek stanowiący mały suplement do ostatniej notki o restrukturyzacji kredytów. Otóż sam obowiązek umożliwienia kredytobiorcy restrukturyzacji kredytu wprowadzano ustawą z dnia 25 września 2015 r. o zmianie ustawy – Prawo bankowe oraz niektórych innych ustaw – wtedy dodano art. 75c, oraz zmieniono przepis art. 75 ust. 1 ustawy prawo bankowe, który do tej pory brzmiał:
W przypadku niedotrzymania przez kredytobiorcę warunków udzielenia kredytu albo w razie utraty przez kredytobiorcę zdolności kredytowej bank może obniżyć kwotę przyznanego kredytu albo wypowiedzieć umowę kredytu.”
w ten sposób, że dodano nawiązanie do art. 75c o restrukturyzacji:
W przypadku niedotrzymania przez kredytobiorcę warunków udzielenia kredytu albo w razie utraty przez kredytobiorcę zdolności kredytowej bank może, z zastrzeżeniem art. 75c, obniżyć kwotę przyznanego kredytu albo wypowiedzieć umowę kredytu.”

W praktyce oznaczało to, że bank nie mógł wypowiedzieć umowy kredytowej bez umożliwienia kredytobiorcy restrukturyzacji! No dobrze, zapytacie, ale co to ma wspólnego…

Otóż ta zmiana została uchwalona przez Sejm we wrześniu 2015 roku, ogłoszona w dniu 12 listopada 2015 roku i zaczęła obowiązywać w dniu 27 listopada 2015 roku. Tyle że 1 stycznia 2016 roku weszła w życie ustawa Prawo restrukturyzacyjne, uchwalona w maju 2015 roku i ogłoszona w lipcu 2015 roku, która… zmieniła przepis art. 75 ust. 1 ustawy prawo bankowe nadając mu treść:
W przypadku niedotrzymania przez kredytobiorcę warunków udzielenia kredytu albo w przypadku utraty przez kredytobiorcę zdolności kredytowej bank może obniżyć kwotę przyznanego kredytu albo wypowiedzieć umowę kredytu, o ile ustawa z dnia 15 maja 2015 r. – Prawo restrukturyzacyjne nie stanowi inaczej.

Nie będzie dla Was zaskoczeniem, że ustawa Prawo restrukturyzacyjne zajmuje się zupełnie innymi rzeczami, niż indywidualna restrukturyzacja kredytu, prawda? I tak oto przepis wiążący możliwość wypowiedzenia kredytu z możliwością restrukturyzacji obowiązywał raptem 5 tygodni, bo przy procedowaniu zmiany ustawy prawo bankowe nikt w Sejmie nie wyłapał uchwalonej już (acz jeszcze nieobowiązującej) zmiany tej ustawy (dodajmy, że odpowiedni przepis ustawy Prawo restrukturyzacyjne wprowadzający tę zmianę miał numer art. 418 pkt 2 i znajdował się w wewnątrz liczącego sobie 80 stron bloku zmian różnych ustaw).

PS pamiętajmy, że rok 2015 to jeszcze ancient regime, możliwość pogubienia się w ustawach jest ponadpartyjna (choć im większy chaos w pracach, tym większa)

o ciężkim losie kredytobiorców, wyłącznie hipotecznych

W ostatnich miesiącach powraca, a w ostatnich dniach szczególnie silnie, temat rosnących stóp procentowych i spowodowanych tym wzrostu rat kredytów hipotecznych – na tyle, że już szykuje się jakieś specustawy. Ja ze swojej strony najpierw przypomnę, że problem dotyczy głównie tych, którzy pokaźne kredyty brali w ciągu ostatnich 2 lat (czyli odkąd w ramach środków antycovidowych obniżono stopy procentowe niemal do zera) – reszta wzdycha tylko tęsknie „skończyły się słodkie dni Aranjuezu”, czyli półtora roku ze stopami niższymi niż spodziewane (a dla tych mających kredyty od wielu lat stopy wróciły w okolice czasów udzielania). Przede wszystkim jednak wpis ten będzie o tym, co już można zrobić…

Wyobraźmy sobie na początek kredytobiorcę, który odbiera z banku zawiadomienie o aktualnej wysokości raty, patrzy z przerażeniem na wysokość wypłaty, podlicza bieżące rachunki i łapie się za głowę z myślą „przecież musimy jeść, musimy się ogrzać i mieć prąd, musimy mieć wodę zimną (i ciepłą), no na całą ratę kredytu NIE STARCZY” (pomińmy dla uproszczenia rozważania czy na pewno nie może na czymś oszczędzić ani czy nie przesadził z optymizmem przy zaciąganiu kredytu). Taki kredytobiorca płaci więc ratę w niepełnej wysokości, przyjmijmy że stać go na dokładnie tyle ile miesiąc wcześniej – i z przerażeniem myśli „czy zaraz mnie z domu wyrzucą?”. Otóż…

Ponieważ bank nie otrzymał raty w pełnej wysokości, to rozpocznie działania perswazyjne. Jeżeli będą polegały tylko na esemesie lub telefonie z przypomnieniem, to nie ma to w zasadzie znaczenia prawnego. Jeżeli natomiast bank dojdzie do wniosku, że trzeba na poważnie, to wysyła do kredytobiorcy wezwanie do zapłaty zaległej części raty. I tu – uwaga – bank obowiązkowo informuje kredytobiorcę o możliwości restrukturyzacji zadłużenia, kredytobiorca musi tylko złożyć wniosek w ciągu 14 dni roboczych od otrzymania wezwania, potem bank dokonuje na nowo oceny sytuacji finansowej kredytobiorcy, i – jeżeli nie ma obiektywnych przeszkód wynikających z tej sytuacji – powinien wyrazić zgodę na zmianę warunków lub terminów spłaty, uzgodnionych w oparciu o aktualne możliwości kredytobiorcy (art. 75c ustawy prawo bankowe).

Powyższy tryb dotyczy zasadniczo WSZYSTKICH kredytów, nie tylko hipotecznych. W stosunku do niedawno zaciągniętych kredytów hipotecznych („niedawno” znaczy w ciągu ostatnich prawie 5 lat) mamy dodatkową, bardziej szczegółową regulację w ustawie o kredycie hipotecznym… Precyzuje ona przede wszystkim, że restrukturyzacja zadłużenia może obejmować:
– czasowe zawieszenie spłaty kredytu
– zmianę wysokości rat
– wydłużenie okresu kredytowania
i wszystko inne, co pomoże w utrzymaniu normalnej spłaty kredytu. Nic tylko składać wnioski o restrukturyzację! (czego zapewne wielu kredytobiorców w takiej sytuacji nie robi)

Co więcej – nawet jeżeli sytuacja kredytobiorcy pozwala nie na restrukturyzację (a to oznacza, że problem jest głębszy niż tylko „brakuje mi na podwyższoną ratę”), to ustawa bankowi nakazuje dać kredytobiorcy pół roku na sprzedaż nieruchomości, zanim będzie się mógł „na poważnie” zabrać za odzyskiwanie należności, czyli wystąpić przeciw kredytobiorcy do zapchanego sprawami sądu, uzyskać korzystne dla siebie rozstrzygnięcie etc etc… A na dodatek jeśli kredytobiorca znajdzie kupca za kwotę niższą niż pozostały do spłaty kredyt, to i tak bank co do zasady ma obowiązek wykreślić hipotekę i umożliwić spłatę reszty zadłużenia w na nowo ustalonych ratach (piszę „dla zasady”, żeby nikt nie kombinował ze sprzedażą za zaniżoną kwotę, ludzie naprawdę miewają głupie pomysły).

Cóż jeszcze zatem można by zrobić dla kredytobiorców (pomijając na razie możliwość ogłoszenia upadłości konsumenckiej, bo to oznacza jednak pozbycie się kredytu hipotecznego razem z kupionym na ten kredyt domem czy mieszkaniem, ale zawsze to wariant dla tych, którzy naprawdę już na kredyt nie stać, zdarza się i bez szalejących stóp)? Otóż nasuwa mi się pomysł jak z ustawy koronawirusowej, która w artykule 31fa (tak, podaję ten numer tylko po to żebyśmy mogli się z niego pośmiać) pozwalała złożyć wniosek o zawieszenie umowy kredytu (także hipotecznego) na czas do 3 miesięcy bez jakiegokolwiek badania szczegółów – wystarczyło, że kredytobiorca złożył wniosek i oświadczył, że po wybuchu pandemii stracił pracę. Jeżeli więc problemem naszego kredytobiorcy jest, że w wyniku wzrostu stóp przestało go być stać na ratę – to czemu nie wprowadzić jeszcze bardziej uproszczonego trybu restrukturyzacji, polegającego na złożeniu oświadczenia, że kredytobiorcy z powodu wzrostu stóp nie stać na ratę w nowej wysokości, przez co nadwyżka ulegałaby odroczeniu?

Oczywiście, najlepiej by było wprowadzić rozwiązanie, że Skarb Państwa/gmina wykupuje mieszkanie spłacając kwotę kredytu (kredytobiorca też by na tym przyoszczędził, bo odzyskałby część zapłaconej prowizji od kredytu) i wynajmując je kredytobiorcy, ale z jakiegoś powodu podejrzewam brak entuzjazmu do tego rozwiązania… Ale to już bardziej o tym, co mogłoby być, niż co jest.

PS osoby czytające uważnie tytuł mogłyby się zastanowić, dlaczego przed wzrostem stóp należy chronić tylko osoby z kredytami hipotecznymi – cóż, zapewne z tego samego powodu, dla którego nie chroniono kredytobiorców „frankowych” kiedy frank niebotycznie skoczył do góry, a może z zupełnie innego