alerty RCB

Robiłem właśnie – okołourlopowe, powiedzmy – porządki w tym i owym. Między innymi wziąłem się za posprzątanie SMSów w routerze mobilnym, wiem jak to brzmi, ale to w końcu połączenie telekomunikacyjne jak każde inne (zdarzało mi się wysyłać przez router życzenia świąteczne, przez co niektórzy adresaci próbowali oddzwaniać), tylko urządzenie mniej zachęcające do korzystania (w zasadzie wejść trzeba z poziomu komputera z tym routerem połączonego).

Jak nietrudno się domyślić, dawno porządków tam nie robiłem, więc i sporo różnych śmieci było. Najwięcej oczywiście powiadomień o wystawieniu faktury, wysyłanych hurtowo na wszystkie numery (router jest częścią pakietu). Było trochę SMSów które można zakwalifikować jako spam, o tym właściwie mógłbym napisać osobną notkę skąd się mogą brać SMSy wysyłane na numer, z którego nigdy do nikogo (poza serwerem) nie dzwoniono (to o czym pisałem w poprzednim akapicie to był inny router i numer), ani którego nigdy nikomu nie podawano (sam musiałbym chyba w fakturze sprawdzić co to za numer). Po uprzątnięciu tego wszystkiego zostały alerty RCB, które z niejasnych powodów zostawiłem…

Więc takich alertów mam w pamięci routera 17, najstarszy ma 22 miesiące.
Trzy z nich to ostrzeżenia przed bardzo silnym wiatrem.
Jeden to ostrzeżenie przed burzami z gradem, intensywnymi opadami i możliwymi podtopieniami.
Osiem to kombinacje burz, gradu, opadów, wiatru i podtopień.
Cztery to informacje dotyczące koronawirusa.
Jeden to informacja dotycząca II tury wyborów.

Nie, nie mam żadnej błyskotliwej puenty, po prostu chciałem sobie to podsumować.

współczuję pracownikom konsulatów

Nie wiem czy jeszcze pamiętacie, ale jesteśmy w trakcie wyborów prezydenckich, po pierwszej turze, a przed drugą.

Wybory odbywają się w kraju i za granicą (w tym na ośmiu polskich statkach morskich, gdyby to kogoś ciekawiło, ale ja nie o tym). O ile w kraju ostatecznie co do zasady głosujemy „tradycyjnie”, czyli udając się do komisji wyborczej i wrzucając głos do urny, o tyle Polacy z zagranicy – z powodu koronawirusa – nie wszędzie mają taką możliwość i chcąc brać udział w głosowaniu musieli zgłosić zamiar udziału w głosowaniu korespondencyjnym.

A głosowanie korespondencyjne oznacza, że jeśli obywatel zgłosi się do konsulatu – pewnie najczęściej mailem, ministerstwo spraw zagranicznych uruchomiło też system do rejestracji internetowej, który działał albo… – to konsulat musi dla takiego obywatela przygotować pakiet wyborczy (obejmujący między innymi kartę do głosowania i specjalną kopertę na wypełnioną kartę) i tenże pakiet obywatelowi fizycznie wysłać lokalną pocztą. Obywatel musi wszak ten pakiet otrzymać, przeczytać, podjąć decyzję na kogo głosuje (to taka fikcja literacka, dziś chyba każdy kto zgłasza się do udziału w głosowaniu, wie na kogo zagłosuje), oddać głos na karcie ORAZ wypełnić dodatkowe dokumenty, spakować należycie pakiet wyborczy (każdy błąd, w tym niezaklejenie koperty z głosem, oznacza nieważność głosu…) – i odesłać go (na własny koszt) do konsulatu, tak aby pakiet wpłynął do konsulatu przed zakończeniem głosowania w wyborach…

Powiedzmy teraz sobie, że w skali całego świata w zagranicznych komisjach wyborczych zagłosowało ponad 300 tysięcy ludzi. W samej Holandii wysłano do Polaków prawie 17 tysięcy pakietów wyborczych, z których tylko około 15 tysięcy wróciło jako głosy oddane, w niektórych innych krajach było tego odpowiednio więcej. Wielu ludzi (mniejsza o dokładne liczby) dostało pakiety niekompletne lub nie dostało ich wcale, inni dostali je na tyle późno (poczta niekoniecznie dochodzi z dnia na dzień, nawet w sprawnie funkcjonujących państwach) że nie miały szansy dojść na czas z powrotem, niektórzy mieli problemy z rejestracją, wielu było niepewnych co się w ogóle dzieje i szturmowało linie telefoniczne konsulatów (nie było centralnej infolinii poświęconej wyborom poza Polską).

Myślę z troską o pracownikach tych konsulatów, którzy zapewne musieli odłożyć co najmniej część zwykłej roboty (nie wiem czy mają jej dużo, czy mało), żeby obrobić wszystkie dodatkowe obowiązki związane z wyborami korespondencyjnymi – rejestracją, wysyłką pakietów, a potem zapewne liczeniem głosów – i na dodatek zebrać niekoniecznie zasłużone gromy i zarzuty o utrudnianie czy wręcz fałszowanie wyborów. Nie bez powodu najdłużej czekaliśmy na wyniki z Anglii (bez Szkocji i Irlandii Północnej), gdzie w konsulatach mieli do przeliczenia 90 tysięcy głosów (a pakietów wysłali odpowiednio więcej). Przed II turą czasu na wysyłkę było jeszcze mniej, a ilość chętnych wzrosła nawet może o połowę…