Nie, tym razem nie będzie o kredytach i stopach procentowych. Ani nawet o składkach ZUS, które uciśnionych przedsiębiorców doprowadzają do plajty, bo wzrosły prawie tak bardzo, jak najniższe wynagrodzenie. Teraz pora na coś z zupełnie innej beczki.
Nowy rok jest zjawiskiem ze swojej istoty wyjątkowo umownym. Otóż w pewnej arbitralnie przyjętej chwili następuje magiczne cyk, i zamiast kolejnego dnia starego roku robi się pierwszy dzień nowego roku, równie dobrze mógłby to być każdy inny dzień roku (a zmiana nie musiałaby następować w środku nocy, ale w środku dnia lub o wschodzie słońca, to wszystko jest tak samo umowne). Wszystko zaczynamy liczyć od nowa (z wyjątkiem grzechów i długów, choć raty kredytów mogą nabrać nowej wysokości, WIBOR ostatnio spada).
W zeszłym roku przeczytałem (skończyłem czytać) 26 książek wcześniej nieczytanych. Nawet przyznam, że pod koniec roku już nawet troszeczkę tym sobie „zarządzałem” – najpierw chciałem osiągnąć wynik 24, czyli dwie na miesiąc, ale ostatecznie po Świętach jeszcze trochę podciągnąłem i uzyskałem średnią 1 książkę na 2 tygodnie. Wiem, że są ludzie czytający dużo więcej (sam potrafiłem trzy razy tyle), są ludzie czytający mniej czy zgoła wcale (na przykład dlatego, że czytanie ich fizycznie usypia, a nie dlatego że stronią od wyrafinowanej intelektualnej rozrywki), nie czuję się zakompleksiony ani wyróżniający się. Listą też nikogo zanudzał nie będę, była fantastyka, były kryminały, była literatura popularno-naukowa, nie bawiąc się w klasyfikacje polecę tylko „Czeski Raj” Jaroslava Rudisa, może dlatego że spędziłem w tamtej okolicy uroczy urlop (acz nie tylko dlatego).
W zeszłym roku obejrzałem też 60 filmów wcześniej nieoglądanych (tak, zgadliście, też się trochę starałem żeby wyszło „ładnie”, czyli 5 miesięcznie). Przypadkiem bardziej wyszło, że 20 z nich obejrzałem w kinie, a 40 na mniejszym ekranie, ale tu już nie mam pomysłu jak to sprzedawać „w przeliczeniu”, trudno, musi wystarczyć, że liczby są okrągłe. Niezmiennie najbardziej polecam „Wszystko wszędzie naraz„, kiedyś może bym go nawet zrecenzował w swój nieprofesjonalny sposób, ale dziś po pierwsze dzielę się wrażeniami w różnych miejscach i potem najlepsze myśli już wykorzystałem… a po drugie nie zawsze jednak to robiłem, nigdy chyba nie napisałem recenzji ze Skyfalla…
W zeszłym roku obejrzałem też seriali… nieee, nie ma mowy, tego nie jestem w stanie podliczyć, i to mimo że notuję każdy kolejny obejrzany odcinek – ale robię to w podziale na platformy streamingowe, nie na miesiące czy lata. Sama rozpiska. w jakim okresie korzystam z jakiej platformy, jest już wystarczająco skomplikowana. A na dodatek serial serialowi nierówny, koreańskie potrafią mieć odcinki dobrze ponadgodzinne, a czasem się ogląda parominutowe (licząc lub nie licząc napisów) animacje, pomiędzy tym do wyboru, do koloru – 25 minut, 40 minut… W charakterze ciekawostki powiem tylko, że na samym Disney+ w 3 miesiące naliczyłem równe 200, ale tam też były wyjątkowo krótkie odcineczki, a na dodatek tam przy serialach zapisuję jak leci także to, co oglądam powtórkowo. Ogólna refleksja jest taka, że oglądam tych seriali za dużo, i jak mawia jeden znajomy, nazbyt średniej jakości czasem, honi soit qui mal y pense.
Niemniej liczniki książek i filmów ruszyły tydzień (z haczykiem) temu od nowa. Zatem, pozwólcie, że dla odmiany oddalę się czytać…
Wpędziłeś mnie w mindfuck. 44, czy może jednak 47? Do tego kilka pozycji, które już chyba wcześniej czytałem, ale kiedy i czy aby na pewno… Ech. Mniej wina, lecytyna.
PolubieniePolubienie
W życiu bym nie wiedział gdybym nie notował! Mam za kiepską pamięć do takich rzeczy.
PolubieniePolubienie