dlaczego nie przeraża mnie odsetek testów

Pandemia jaka jest, każdy widzi, wszyscy Polacy są ekspertami od epidemiologii, zaleceń WHO i dezynfekcji (to ostatnie akurat nie jest dalekie od prawdy). Poziom wykrytych przypadków waha się od prawie dwóch tygodni pomiędzy 21 a 28 tysięcy dziennie, jedynie bogowie wiedzą ilu przypadków nie wykryto, swobodnie operuje się liczbą ze 100 tysięcy. Na domiar złego – w powszechnym przekonaniu – mamy jeden z najwyższych wskaźników udziału pozytywnych testów w ich łącznej liczbie, dochodzący chyba do połowy, a wg WHO traci się kontrolę nad pandemią kiedy ten odsetek przekroczy 5% (w Nowym Jorku mają zamknąć szkoły kiedy przekroczy 3%)…

Mimo najszczerszych chęci nie potrafię wydobyć z siebie głosu przerażenia z tego ostatniego powodu, z przyczyn zupełnie arytmetycznych. Skoro mamy ostatnio po 25 tysięcy wykrytych przypadków dziennie, to dla zachowania „kontroli” musielibyśmy równolegle testować 20x tyle osób, czyli około 500 tysięcy dziennie (faktycznie wykonujemy ostatnio ok. 55 tysięcy testów dziennie, a rekordowy wynik dzienny to ponad 82 tysiące). Żeby zatem zachować kontrolę, musielibyśmy zwiększyć możliwości testowania jakieś 6-10 razy, przy założeniu że faktycznie cała „nadwyżka” będzie zdrowa…

Właśnie. Powyższa kalkulacja odnosi się do przypadków stwierdzonych. Gdyby przyjąć, że oprócz tego codziennie pojawia się 100 tysięcy przypadków niewykrytych (tych, którzy nie mają objawów lub mimo objawów nie poszli na test), to przy 125 tysiącach nowych zakażeń dziennie musielibyśmy wykonywać 2,5 miliona testów dziennie, aby zachować „kontrolę”. Nie chce mi się – wybaczcie – szukać w internecie, ile takich testów się robi w innych krajach świata…

W moim prywatnym odczuciu wskaźnik 5% ma sens, kiedy pracowicie wdrażamy całość zaleceń WHO – przy każdym chorym szukamy od kogo mógł się zarazić i kogo mógł zarazić (trace), wszystkie te osoby testujemy (test) i na wszelki wypadek izolujemy (isolate). Niestety, nasz zapomniany przez władze Sanepid (w tym miejscu przesyłam wyrazy wsparcia wszystkim pracownikom PSSE, więcej niestety nie pomogę) od dawna nie ma możliwości nawet szukania, gdyż ledwo ogarnia zbieranie wyników testów (piszę te słowa niezmiennie zastanawiając się czy kontakt z osobą chorą 13 dni temu był dla mnie czymś więcej niż tylko zagrożeniem) – więc póki co liczy się tylko abyśmy ostrożni byli, gdyż te tysiące ujawnionych przypadków to przede wszystkim ci, którzy poczuli się chorzy od wirusa, i z tych tysięcy umrą co najmniej dziesiątki, a możliwe że setki.

PS ponieważ tekst wydaje się budzić wątpliwości: testów jest za mało, śledzenia kontaktów jest za mało – i dlatego wirus rozszedł się jak się rozszedł, i bez testów oraz śledzenia będziemy nadal jak dzieci we mgle

4 myśli na temat “dlaczego nie przeraża mnie odsetek testów

    1. O.
      Znaczy nie chcą bo nie, czy nie chcą bo wytyczne ich ograniczają lub nie mają uprawnień?
      Oraz: to dotyczy stanu aktualnego czy sprzed tygodni, bo to się zmieniało (i ostatnio nie słyszałem żeby były istotne problemy)?

      Polubienie

      1. Tydzień temu. Chory mąż nie mógł skontaktować się z lekarzem, kiedy już się udało- dostał zwolnienie na 2 dni i informację, że wymaz nie jest potrzebny. Miał się skontaktować z lekarzem w czwartek, udało mu się dopiero w piątek. Wówczas poprosiłam, by zapytał lekarza, czy wymaz rzeczywiście nie jest konieczny – i on i ja jesteśmy aktywni zawodowo, mobilni -kto bierze odpowiedzialność za covid? W sobotę wymaz, wczoraj wynik pozytywny.
        Choroba w rodzinie rozwija się różnie i właściwie każdy ma inne objawy. Łatwo pomylić z przeziębieniem.
        Jestem zawiedziona tym, w jaki sposób prowadzona jest walka z wirusem.
        Życzę zdrowia.

        Polubienie

      2. Cóż mogę rzec…
        Co najwyżej że nie wiem na ile to przypadek indywidualny a na ile tendencja.

        Z drugiej strony krążą bajki że lekarzom się płaci za stwierdzanie COVID (które witam serdecznym śmiechem).

        Polubienie

Dodaj komentarz