W czasach niespokojnych, w jakich przyszło nam ostatnio żyć, niezmiernie łatwo jest wyciągać niepokojące wnioski.
Siedziałem ja sobie przed monitorem i przeglądałem spis najświeższych publikacji w Dzienniku Ustaw, starając się w minimalnym stopniu ogarniać twórczość prawodawcy w sprawach związanych z epidemią (podstawy zamknięcia kin dotąd mi się nie udało znaleźć, pewnie źle szukam). Rzuciło mi się w oczy rozporządzenie w sprawie Wojskowej Inspekcji Sanitarnej. Przejrzałem je (wchodzi w życie w niedzielę) i przez moment się zadumałem.
Ustawę „koronawirusową” przeglądałem nie raz i nie dwa, ale żadnych wzmianek o Wojskowej Inspekcji Sanitarnej nie znalazłem. Krótka kwerenda podpowiedziała mi natomiast, że przepis stanowiący podstawę wydania rozporządzenia został do ustawy wprowadzony tyle co, bo ustawą ze stycznia tego roku, ogłoszoną w lutym… Nie powiem, wyobraźnia przez moment zaczęła pracować: po co ktoś wprowadzał do ustawy takie przepisy AKURAT TERAZ?
Uspokoiłem myśli, zacząłem przeglądać staranniej. Tak, te konkretne przepisy (art. 22a do 22j ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej) faktycznie zostały świeżo wprowadzone. Tyle że jednocześnie z ustawy skreślono art. 20a, który – zgadliście – do tej pory regulował (w dużo bardziej szczątkowy sposób, odsyłając wszystko do rozporządzenia) instytucję Wojskowej Inspekcji Sanitarnej; gdyby to kogoś fascynowało (sam nigdy wcześniej nie próbowałem tej ustawy czytać), to art. 20a wprowadzono do ustawy w roku 2001, acz tylko po to, żeby odróżnić instytucję wojskową od innych podobnych resortowych, które wcześniej (od samego uchwalenia ustawy w roku 1985) hurtowo miały swoją podstawę istnienia w art. 20 ustawy… W sumie wystarczyło przeczytać jakie są jej zadania (to samo co zwykli inspektorzy sanitarni, ale w wojsku), żeby wyłączyć tryb paniki.
Jak widać: nietrudno jest się dać nakręcić. W czasach niespokojnych, w jakich przyszło nam ostatnio żyć, niezmiernie łatwo jest wyciągać niepokojące wnioski. Zachowajmy więc spokój i zdrowy rozsądek.