Pistolet za sześć złotych

To była przygoda, która mogła zmrozić krew w żyłach. No, może schłodzić troszeczkę, na różne sposoby.

Przyjechałem (w zeszłym tygodniu) na stację benzynową, bo wskaźnik paliwa już wołał o dolewkę, sugerując niedwuznacznie że jedzie na rezerwie. Mam swoje preferowane stacje (bo po drodze, bo w sieci gdzie mam jakieś lojalnościówki, bo…), więc i tym razem była to jedna z nich. Stanąłem, upewniłem się że biorę właściwy wąż (jakoś mam fobię na tym punkcie), wetknąłem do dziury, nacisnąłem.

Wajcha wyskoczyła. Musiałem źle trzymać, pomyślałem, nacisnąłem znów. Wyskoczyła ponownie, jak kiedy bak jest napełniony – co kłóciło się z moją wiedzą na temat jego stanu oraz z przebiegiem (krótkim) dotychczasowego tankowania. Wyjąłem wąż z otworu, obejrzałem pistolet, zajrzałem do wlotu – nic dziwnego nie widziałem. Wetknąłem pistolet z powrotem do wlotu, nacisnąłem delikatnie, trochę poleciało, wyskoczyło. Głupio było przejeżdżać w takiej chwili pod inny dystrybutor…

Walczyłem więc. Kiedy trzymałem wajchę pistoletu delikatnie, benzyna płynęła nie po kropelce może, ale po kieliszeczku. Pomyślałem sobie zgryźliwie, że nie spędzę całego dnia przy nawalającym pistolecie, uznałem że 10 litrów wystarczy mi na opędzenie najbliższych jazd, a potem za parę dni doleję znowu. Pani w kasie nie wierzyła w problem z pistoletem, wystraszyła mnie myślą że może mi coś we wlewie nawala…

Zgodnie z planem podjechałem parę dni na stację, zresztą na tę samą (acz do innego dystrybutora). Po naciśnięciu wajchy wacha leciała jak szalona, póki nie wypełniła baku (więc problem nie był po mojej stronie albo już nie). Niestety, przez te trzy dni cena skoczyła o jakieś 20 groszy na litrze, więc kaprysy pistoletu kosztowały mnie jakieś sześć złotych…

Życie jest ciężkie (a potem jest śmierć).

2 myśli na temat “Pistolet za sześć złotych

Dodaj komentarz