Wszystko już było?

Wybrałem się do kina. Na tyle pokombinowałem z porą, że widzów na sali (włącznie ze mną) można było liczyć na palcach, i jedna ręka wystarczała, można było zupełnie nie przejmować się miejscem wybranym sobie przy kasie (gdyby którykolwiek ze współwidzów jakkolwiek przeszkadzał). Ale w sumie to już kiedyś było (tu byłby link do starej notki, ale do starego bloga linkować nie chcę bo się link zepsuje, a archiwum jeszcze niegotowe), przejdźmy więc może do meritum.

Otóż poszedłem sobie na Marvela najnowszego, z marvelowych najmarvelowszego, gdyż nawet Marvela w tytule mającego: Kapitan Marvel. W kinach od względnie niedawna, więc jeśli ktoś cierpi na SPOILERofobię, to niech przestanie czytać do czasu obejrzenia lub zamilknie na wieki (powiedziałbym, że to już było, ale w naszych ceremoniach ślubnych takie rzeczy jednak nie występują).

No więc film jest superbohaterski. Oczywiście to już było, wszystkie filmy Marvela są o superbohaterach, jeden lepszy od drugiego, od czasu do czasu pojawia się w tych filmach kwestia który jest bardziej super od innych, w sumie już od czasów Supermana można się nad tym zastanawiać. Na całe szczęście dostajemy też bardziej ludzkie kawałki niż superbohaterskie (te superbohaterskie są zwykle najbardziej widowiskowe), ogólnie wyważenie jest całkiem niezłe. Bardzo przyjemnie się oglądało klimat lat 90., aż sobie uświadomiłem że wcześniej z podobną nostalgią oglądałem filmy dziejące się w latach 80…70… lat 60 i wcześniejszych oczywiście nie jestem w stanie pamiętać, ale zwykle ogląda się dobrze. W tych najbardziej „ludzkich” scenach też towarzyszyło mi uczucie, że już to kiedyś widziałem. Kiedy superbohaterka toczy swoją kluczową walkę, przeciwnik mówi do niej imieniem przez siebie nadanym, i zaraz wyskakuje przed oczy niezapomniany Matrix i „my name is Neo”; bohaterka upada, ale się podnosi bo duch jest silniejszy od ciała, jak Kapitan Ameryka (zanim został superbohaterem), jak Rocky, jak wielu bohaterów podkreślających że ludzka wiara w siebie góry przenosi.

Film jest ogólnie bardzo sympatyczny, Samuel L. Jackson na swoim poziomie, Ben Mendelsohn czarował zwłaszcza głosem (dubbing odebrałby tę drobną przyjemność), pobrzękiwały najntisowe kawałki, spodziewana dawka marvelowskiego poczucia humoru. Wizualnie w porządku, nawet jeśli nie było Scen Na Które Koniecznie Trzeba Do Kina, momentami było tak przesadzone jak przesadzony jest superbohater(ka). O Brie Larson mówią że grała jedną miną, bo i scenariusz jej zbytnio na inne nie pozwalał, w sumie jak Keanu Reeves w Matriksie, mówiłem że wszystko było.  Nie powiem tylko czy była już „kobieca” perspektywa w patrzeniu na kino superbohaterskie… bo nie widziałem Wonder Woman.

3 myśli na temat “Wszystko już było?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s